Affinity Publisher ma spory potencjał!

Rzucił mi się dziś w oczy artykuł na Spider’s Web rekomendujący miesiąc darmowych tutoriali od firmy Serif, producenta serii relatywnie nowych narzędzi Affinity dla projektantów graficznych. Ponieważ od jakiegoś czasu mam na swoim laptopie program Affinity Publisher, postanowiłem szybko podzielić się z Wami swoimi wrażeniami z pracy w tej aplikacji.

Mógłbym napisać, że Affinity Publisher nie nadaje się do profesjonalnej roboty, że wiele mu brakuje do konkurencyjnego Adobe InDesigna, że kupiłem go przez przypadek i szybko się zniechęciłem. Jednak nie zrobię tego, bo żadne z tych stwierdzeń nie jest prawdziwe. Rzeczywiście, mój pierwszy kontakt z programem, kilka miesięcy temu, był krótki i wzbudził we mnie mieszane uczucia, jednak już drugie podejście sprawiło, że spojrzałem na software od firmy Serif znacznie przychylniejszym okiem.

W czasie epidemii Affinity za pół ceny

Bodźcem do zakupu Affinity Publishera była dla mnie promocja 50%, którą producent wprowadził od początku epidemii COVID-19. Niewiele ponad sto złotych to dla firmy żaden wydatek. Nawet dla firmy tak małej, jak moja. Dlatego też nad zakupem programu zastanawiałem się tylko chwilę – kilkanaście minut później byłem już posiadaczem nowego software’u.

Jednak być posiadaczem, a być użytkownikiem, to nie to samo. Każdy, kto kiedykolwiek próbował przesiadać się z dobrze znanego narzędzia na nowe wie, że nie jest to łatwe. Dla mnie Adobe InDesign jest trochę jak niewidzialna, dodatkowa ręka. Nie muszę zastanawiać się, jak przenieść swój pomysł na projekt – to się dzieje samo. Tymczasem Publisher jest troszkę inny. Miejscami podobny, jednak gdzie indziej wyraźnie różny.

Aby więc nowy nabytek nie był tylko martwym narzędziem w moim warsztacie, postanowiłem wykonywać w nim rozmaite proste prace związane z projektowaniem do internetu i social mediów, jak np.: banery, cover photo, obrazy do postów na Facebooka i Instagrama. W ten sposób sam siebie zmusiłem do zapoznania się z Affinity Publisherem i przełamania lodów.

Więcej możliwości pracy z obrazem

Już po kilku godzinach używania nowego konkurenta InDesigna zauważyłem, że oferuje on znacznie więcej możliwości pracy z grafiką i obrazami. O ile program Adobe jest przepotężny w zakresie formatowania tekstu i automatyzacji procesu projektowego, o tyle edycja grafiki jest w nim nieco upośledzona. Publisher wydaje się stawiać na bardziej symetryczne rozłożenie akcentów i daje grafikowi do ręki narzędzie, w którym z poziomu jednej aplikacji da się łatwo i – co też istotne – przyjemnie zająć wizualną stroną projektowanej publikacji.

Lepszy panel warstw i warstwy dopasowania!

Pierwszą istotną różnicą i usprawnieniem, w stosunku do InDesigna, wydaje mi się panel warstw. Każdy tworzony na stole montażowym obiekt jest traktowany jako osobna warstwa, podobnie jak w Photoshopie, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby samodzielnie utworzyć warstwy na podobieństwo InDesigna czy Illustratora i na nich grupować obiekty. To użytkownik decyduje, jak mu wygodniej. Następnie, oprócz palety efektów rastrowych, nakładanych na obiekty, mamy też całą paletę warstw dopasowania, działających bardzo podobnie, jak warstwy dopasowania w Photoshopie. Możemy je stosować zarówno do pojedynczych obiektów, jak i całych warstw, co jest naprawdę bardzo fajne.

Przykład: Kojarzycie sytuację, w której macie ułożyć, dla przykładu, kolaż czarno-białych fotografii z zestawu kolorowych zdjęć? W InDesignie da się to jako-tako zrobić, jednak z naciskiem na „jako-tako” i na pewno nie wprost, bo InDesign nie oferuje takiej funkcjonalności. Można albo edytować obraz w Photoshopie, albo eksportować cały dokument w skali szarości, albo stosować tricki z trybami mieszania warstw. Żadna z tych metod nie jest ani wygodna, ani satysfakcjonująca wizualnie, bo nie mamy za dużego wpływu na wygląd tak „konwertowanego” obrazu. Tymczasem przy pomocy warstw dopasowania w Publisherze mamy dostępną możliwość konwersji obrazu na skalę szarości, wraz z suwakami umożliwiającymi precyzyjne nasycenie jego poszczególnych obszarów. Dokładnie tak, jak w Photoshopie.

A różnych warstw dopasowania jest cała szeroka gama!

Wygodne tworzenie i edycja kształtów oraz masek przycinania

Zauważyłem też, że znacznie łatwiej i wygodniej pracuje się z kształtami i maskami przycinania. Węzły są większe i prostsze w manipulacji, nie trzeba wykazywać się snajperskimi umiejętnościami, aby utrafić w ten konkretny, który chcemy przekształcić. Krzywe Béziera są przyjemne w użyciu, a przycinane maskami obrazy mają miękkie, dobrze dopasowane krawędzie.

Eleganckie, kaligraficzne obrysy

Fajną funkcję znalazłem w palecie obrysów. Oprócz standardów, jak grubość linii, parametry krawędzi, łączeń i wierzchołków czy groty strzałek, mam też możliwość ustawienia dynamiki obrysu, co umożliwia nam tworzenie eleganckich, kaligraficznych kształtów. Mała rzecz, a cieszy.

Wygodnie w użyciu własne palety próbek

Przyjemnym akcentem jest możliwość zapisu własnych palet próbek. Rzecz jasna, wszystkie programy Adobe również to umożliwiają, jednak Publisher zapisuje je dodatkowo w wygodnym w użyciu menu, dzięki czemu łatwo możemy przełączać się między nimi.

Funkcje, które InDesign powinien mieć już dawno, lecz nadal nie ma

Affinity Publisher od razu oferuje nam funkcjonalności, których Adobe InDesign nie ma do teraz, mimo że wielokrotnie społeczność zgłaszała na forum zapotrzebowanie na takie rozwiązania. O czym mowa?

Konwersja tekstu na krzywe przy eksporcie projektu

Przede wszystkim, eksportując projekt do pliku PDF możemy zaznaczyć opcję konwersji tekstu na krzywe. Żadnych tricków z ustawieniami spłaszczania przezroczystości, żadnych obejść, skryptów, wtyczek czy kombinacji. Po prostu checkbox z możliwością zaznaczenia takiej opcji. Tak, jak powinno być. Da się? Da się, panie i panowie z Adobe.

Otwieranie plików PDF do edycji

Następnie, otwieranie plików PDF do edycji. Tak oczywiste, a jednak InDesign do dziś tego nie oferuje. A przecież konieczność drobnej korekty w dostarczonym przez klienta pliku PDF to sytuacja, z którą każdy grafik w branży styka się od czasu do czasu. Rozumiem, że chodzi o to, aby oprócz subskrypcji InDesigna subskrybować również Acrobata, w którym da się to zrobić? Tymczasem Affinity Publisher umożliwia to nam od początku. Już kilka razy korzystałem z tej opcji, a mam program ledwie od początku kwietnia.

Wygodny menedżer linii bazowych

Wreszcie rzecz, która być może nie jest bolączką wszystkich grafików pracujących w InDesignie, jednak mnie dość mocno irytuje. Konfiguracja siatki linii bazowych. Projektowanie wielołamowych layoutów, jak np. układy gazetowe, katalogowe czy magazynowe, wymaga operowania tą właśnie siatką, pilnującą, aby wiersze tekstu „stały” na tej samej wysokości. Precyzyjnie dobrany skok linii bazowej przekłada się na wizualny porządek dokumentu, na estetyczne łączenie się tekstów z obrazami, na te wszystkie drobne detale, które umykają uświadomionej percepcji, ale dają wrażenie jakiegoś takiego ładu i spójności kompozycji. Tymczasem InDesign opcję ustawiania tejże siatki dla całego dokumentu ukrywa gdzieś w preferencjach, bez możliwości podglądu na żywo, jak zmienione parametry przekładają się na projekt. Pod względem UX/UI jest to zachowanie jak z przełomu wieków i nie pojmuję, dlaczego nie zostało do dziś usprawnione. Po co użytkownikowi jakieś pierdołowate funkcję w rodzaju ikonu domku linkującej do ekranu startowego programu? Czy ktoś o to prosił? Znacznie lepiej byłoby wprowadzić funkcję edycji linii bazowej dokumentu z poziomu okienka dokowanego lub menu układu.

A co na to Affinity Publisher? Tak, dobrze się domyślacie. Można edytować wszelkiego rodzaju siatki, w tym bazową, z poziomu wygodnego okienka menedżera siatek. Z podglądem na żywo. Czyli – ponownie – da się.

Braki Affinity Publishera

Czy zatem należy bezzwłocznie porzucić Adobe InDesigna, nie przedłużać subskrypcji i pożegnać się z tym programem? Otóż, nie. Zdecydowanie nie.

Adobe InDesign ma swoje wady, wynikające, jak sądzę, z długiej historii. Domyślam się, że pewne funkcjonalności są tak głęboko zakorzenione w kodzie, że ich zmiana wymagałaby przebudowy sporej części programu od podstaw. Ponadto, o czym pisałem w tym wpisie, od chwili przeniesienia deweloperki do Indii menedżerowie InDesigna stracili chyba trochę poczucie kierunku, w którym chcą rozwijać program. Tymczasem ekipa z Serif wydaje się mieć wyraźny pomysł na to, czym ma być Affinity Publisher. To powiew świeżości.

Jednak powiew świeżości nie wystarczy. Publisher musi oferować realną alternatywę dla profesjonalistów stosujących zaawansowane funkcje w swojej pracy, aby ci zdecydowali się porzucić Adobe InDesigna. W mojej opinii dwie z takich funkcji to scalanie danych (Data Merge) oraz style GREP.

Affinity Publisher nie ma scalania danych

Niestety, Affinity Publisher nie oferuje ani jednego, ani drugiego. Tymczasem ja stosuje i jedno i drugie w swojej codziennej pracy. Robię tak od lat i nie za bardzo wyobrażam sobie wykonanie części ze swoich projektów bez tego. Jak mam np. przygotować bilety na imprezę z indywidualnymi kodami QR w nakładzie, powiedzmy, 10 000? (Tak, wiem, że w dobie COVID-19 raczej mi to nie grozi, ale ufam, że epidemia kiedyś się jednak skończy). W InDesignie przygotowuję po prostu arkusz CSV i zaciągam go do panelu scalania danych, po czym generuję docelowe projekty według przygotowanego szablonu. Przy odrobinie wprawy – godzina roboty. W Affinity Publisherze na tą chwilę musiałbym to robić „na piechotę”. Jak widać po liczbie wpisów na oficjalnym forum, nie jest to tylko mój problem.

Brak stylów GREP

Podobnie jest ze stylami GREP. Właśnie dzięki nim eliminuję wiszące spójniki z łamanych tekstów, formatuję jednostki miar czy wzory matematyczne lub chemiczne, pilnuję niedzielenia między wierszami określonych wyrazów czy fraz… Zaoszczędza to mnóstwa korektorskiej roboty. Kto nigdy tego nie używał, ten nie wie, o ile prościej i szybciej się z nimi pracuje. Ponownie, Affinity Publisher nie oferuje takiej funkcjonalności. Istnieje mechanizm Znajdź i zamień oparty o wyrażenia regularne, ale to naprawdę daleko od tego, czym są style GREP. I ponownie, nie jestem odosobniony w tej opinii, o czym można się upewnić tutaj.

Brak zaawansowanych funkcjonalności

Warto też nadmienić, że to nie są jedyne zaawansowane funkcje InDesigna, których używa się w profesjonalnych, wyspecjalizowanych zadaniach. Mamy jeszcze generowanie dokumentów z XML (ważne np. przy tworzeniu wielojęzycznych publikacji opartych o szablony, jak przewodniki turystyczne), dodawanie i uruchamianie skryptów usprawniających workflow, bogactwo wtyczek, jak np. Easy Catalog, dzięki którym szybka redakcja i cykliczna publikacja kilkusetstronicowych katalogów firmowych z tabelami danych jest w ogóle możliwa do pomyślenia… Trochę tego jest. Graficy, którzy używają Adobe InDesigna na prostej zasadzie Illustratora do wielustronicowych publikacji, zapewne nie są nawet świadomi, że takie funkcjonalności w InDesignie istnieją. A istnieją i dla osób, które z nich korzystają, są na razie skuteczną barierą do przesiadki na program Affinity Publisher.

Kupić? Nie kupić?

Jeśli zastanawiasz się, czy kupić Publishera, odpowiem – tak. Kupić. Cena jest naprawdę niewysoka, jak na program o tych możliwościach, a patrząc na poczynania Serif i reakcję rynku można założyć, że narzędzie będzie się rozwijać i z czasem zostanie rozszerzone o funkcjonalności wysokiej specjalizacji. Warto wówczas czuć się już komfortowo w Affinity Publisherze, aby móc szybko i bezboleśnie przenieść do niego swoją pracę. A nawet, jeśli tak nie będzie, to kwota wyłożona na program to ledwie nieco więcej, niż miesięczny abonament na InDesigna CC. Tak, miesięczny. Więc, w mojej opinii, nie ma sensu się wahać.

Czy to wszystko oznacza, że nie lubię już Adobe InDesigna? Po z górą 10 latach bycia fanboyem tego programu? Niezupełnie. „Indyk” to nadal moje główne narzędzie pracy, wciąż bardzo doceniam jego moc i zakres możliwości. Trudno mi jednak pozbyć się wrażenia, że wieloletni monopol na oprogramowanie do składu publikacji sprawił, iż menedżerowie z Adobe uznali, że nie warto się starać. Nie warto się modernizować, wsłuchiwać w głos użytkowników, ich zapotrzebowanie. Że po prostu lecą siłą bezwładu z poczuciem, że jakoś to będzie.

Natomiast z drugiej strony mamy nową ekipę, nowe programy i nową wizję. Nową dynamikę. Nowy potencjał.

Temu kibicuję.