O wielkich literach i dzieleniu wyrazów, czyli nierówne boje o wierność regułom

Wola klienta w jakiś sposób kształtuje każdą branżę. Nie wykonujemy usług w próżni, lecz w konkretnym kontekście, dla konkretnego człowieka lub firmy. Ten człowiek lub firma mają święte prawo oczekiwać, że usługa zostanie wykonana zgodnie z jej lub jego wytycznymi. Problem pojawia się wówczas, gdy rezultatem tych wytycznych jest dzieło niezgodne z kanonami sztuki. Dla przykładu – ortografii lub reguł łamania tekstu.

Gdy zleceniodawca, chce, byś zrobił/a coś źle…

To nie jest tekst o szeroko pojętej polszczyźnie czy warsztacie współczesnego zecera. Nie roszczę sobie pretensji do wygłaszania pouczeń na takim poziomie ogólności. Chcę natomiast zwrócić uwagę na dwie sytuacje, z którymi każdy grafik czy dtp-owiec prędzej czy później się styka. Pierwsza to życzenie zleceniodawcy, aby każdą możliwą nazwę stanowiska, roli czy funkcji zapisywać wielką literą. Klient obowiązkowo musi być „Klientem”, dyrektor „Dyrektorem”, zaś prezesa nie godzi się zapisać inaczej, niż jako „Prezesa”. Druga sytuacja dotyczy żądania, by w tekście nie dzielić wyrazów. Nawet wówczas, gdy łamiemy go na wąski łam.

W mojej opinii i według mojej najlepszej wiedzy, zarówno zapis funkcji przy użyciu wielkiej litery, jak i justowanie tekstu w wąskim łamie bez dzielenia wyrazów są błędami. Ze szkół wyniosłem przeświadczenie, że ortografia mówi jasno: funkcje, role, stanowiska zapisujemy literami małymi, ponieważ są to zwykłe rzeczowniki, a nie nazwy własne. Natomiast ucząc się redakcji technicznej i czytając branżowe artykuły dowiedziałem się, że tekst justowany bezwzględnie powinien iść w parze z dzieleniem wyrazów, by uniknąć nieestetycznych korytarzy i luk w łamanym materiale. Stąd prosty dla mnie wniosek, że naruszanie powyższych reguł świadczy o moim braku wiedzy i umiejętności jako osoby przygotowującej publikację. Nie muszę tłumaczyć, że bardzo mi nie po drodze z takim świadectwem, prawda?

Każda branża ma jednak własne przyzwyczajenia i obyczaje. Czasem przydarza mi się klient korporacyjny, któremu bardzo zależy na tym, by wszyscy jego „Klienci” i „Dyrektorzy” poczuli się wystarczająco uhonorowani. Rozumiem jej lub jego rozterkę, gdy informuję, że moim zdaniem taki zapis to błąd. Rozumiem też niechęć do ustępowania przed moją argumentacją. Podobnie w przypadku dzielenia wyrazów. Dla niektórych osób, które zjadły zęby na Wordzie, informacja o obligatoryjnym dzieleniu wyrazów w wąskich, justowanych łamach jest pewnym zaskoczeniem i nie spotyka się ze zrozumieniem. Wówczas czasami zastanawiam się: „A może wydziwiam? Może się mylę? Może to ja coś źle zapamiętałem?” Postanowiłem zapytać więc o opinię kolegę po fachu – również grafika, dtp-owca, ale także copywritera i korektora.

O szacunku dla klienta i uwielbieniu dla prezesa

Tomasz Nowak: – Czy zapis słów takich, jak „klient”, „prezes” w tekstach branżowych lub korporacyjnych z wielką literą na początku jest błędem? Klienci często upierają się przy takiej formie, co wydaje mi się nieuzasadnione, mimo że rozumiem intencje, jakie im przyświecają. Jak uważasz?

Piotr Przepiórkowski, Monolitera.pl: – Zapis wyrazów typu „klient” czy „prezes” wielką literą w tekstach branżowych albo korporacyjnych z grubsza nie jest błędem. Piszący bowiem używa wtedy „Klienta” ze względów grzecznościowych, jego intencją jest przypuszczalnie okazanie szacunku. Może powiedzieć też, że uczucie, którym darzy prezesa, nakazało mu taki zapis – i nikt nie ma prawa się przyczepić. Co gorsza, po stronie piszącego stoją zasady pisowni. Jedna z nich mówi co prawda, że nazwy godności, tytułów zawodowych itd. (np. dyrektor) zapisujemy małą literą, ale dodaje przy okazji, iż nazwy urzędów jednoosobowych w aktach prawnych pisze się wielką literą (np. Prezes Rady Ministrów). Choć tekstu branżowego nawet przy największym wysiłku umysłowym nie można uznać za akt prawny, to ortografia zwyczajowo (i chytrze) zezwala na wielką literę także w tekstach o innym przeznaczeniu! Warunki są dwa: nazwa musi określać konkretną osobę i być użyta w pełnym brzmieniu. Wydawałoby się, że na piszącego czyha tutaj groźna pułapka: wszak gdy opiewa on czyny „Prezesa Jana Kowalskiego”, nie używa pełnego tytułu, bo ten brzmi „Prezes Zarządu Jan Kowalski”. Nic bardziej mylnego. Przepisy ortograficzne wciąż stoją po jego stronie, ponieważ użycie wielkiej litery ze względów uczuciowych i grzecznościowych pozostaje indywidualną sprawą piszącego.

W tej niewesołej sytuacji można, a nawet trzeba apelować do rozsądku autorów tekstów, że wielka litera tradycyjnie zarezerwowana jest na przykład dla listów albo ogłoszeń. Tekstów branżowych / korporacyjnych, z którymi stykam się w pracy, mimo szczerych chęci nie mogę zaliczyć, powiedzmy, do zawiadomień. Najczęściej są to treści broszur, katalogów i zwyczajne artykuły prasowe, co najwyżej sponsorowane. Trudno więc wskazać dobry powód, dla którego „klient” wzmiankowany na łamach portalu internetowego miałby stać się nagle „Klientem”, a „prezes” „Prezesem” lub nawet „Panem Prezesem”.

Jeśli i po tym gorącym apelu autor znów sięga po argument grzeczności (czy uczucia), należy spróbować metody, której efekty jednak bywają mizerne. Oto można rozwinąć kuszącą wizję tekstu bez błędów ortograficznych oraz interpunkcyjnych, stworzonego porywającą polszczyzną. Tekst taki oczywiście nie powstaje bez pewnego wysiłku, ale właśnie wysiłek będzie lepszym wyrazem szacunku dla odbiorców w ogóle (m.in. dla prezesa) niż utarte, a więc i pozbawione znaczenia formuły.

Usilne dążenie do zapisu w tekstach informacyjnych każdego klienta i każdego tytułu zawodowego wielką literą nie jest dobrym pomysłem. Nie mam jednak poparcia przepisów ortograficznych, wg których „Dyrektor Generalny” w artykule prasowym jest błędem, ale właściwie to nim nie jest. Tak czy inaczej warto uświadamiać autorom, że odbiorcy ich tekstów bywają różni. Jako żywo przypominają mi się brawurowe sformułowania z obwieszczeń spółdzielni mieszkaniowej, a wśród nich wyjątkowo urodziwe: „P.T. Członkowie”. Jednego rozbawi do łez, ale drugi nie zrozumie i się obrazi.

TN: – Cóż, to częściowo potwierdza, a częściowo obala moje stanowisko. Będę musiał z tym żyć i myślę, że jakoś mi się uda. Jaka natomiast jest Twoja opinia na temat unikania dzielenia wyrazów w tekstach justowanych, łamanych na wąską kolumnę? Wielokrotnie spotykam się z prośbą lub żądaniem usunięcia podziałów w tak przygotowanych tekstach. Staram się wówczas wyperswadować klientom takie pomysły, zazwyczaj skutecznie. Jednak może się mylę?

Dzielmy wyrazy, wszak nie jesteśmy w Wordzie!

PP: – Wyrazy w tekstach justowanych w wąskich łamach należy bezwzględnie dzielić. W innym przypadku powstają już nie korytarze w blokach tekstu, ale istne dziury, które od razu rzucają się w oczy. Byłoby bardzo dobrze, gdyby tylko przyciągały wzrok, one jednak głównie informują o braku profesjonalizmu – nie tylko autora tekstu, lecz przede wszystkim (o zgrozo!) przygotowującego publikację, czyli na przykład mnie. Dawca zlecenia ze sporą ilością tekstu powinien spróbować zdać się na wiedzę i umiejętności łamacza, który dba zarówno o interes klientów, jak i swój.

Odstępstwem od przenoszenia wyrazów w wąskich łamach może być wg mnie sytuacja, gdy dzielone słowo ewidentnie wygląda i z lekka dziwnie, i trochę zabawnie, np. DACH-SER. Można też przystać na ogólne niedzielenie nazw firm, na czym często zależy działom PR. Jeżeli jednak nazwy są długie lub wieloczłonowe, przypuszczalnie wyjdzie z tego przedsięwzięcia niezły pasztet.

Odnoszę wrażenie, że przekonanie o słuszności justowania bez dzielenia może wynikać z obcowania z oprogramowaniem typu procesor tekstu, gdzie treść często jest w ten sposób układana. Ponadto, niestety, kanony piękna w dziedzinie typografii wyznaczają w Polsce często… pisma urzędowe formatowane równo do lewej i prawej, najlepiej bez przenoszenia wyrazów (i może jeszcze bez odmiany polskich nazwisk). Gdy już obywatel napatrzy się dość na wezwania z sądu, zawiadomienia z poczty, ogłoszenia z gminy, dochodzi do wniosku, że skoro w urzędzie tak piszą, to widocznie tak już musi być. Cóż bowiem samotny zecer znaczy wobec powagi urzędu?

Wielka litera warunkowo poprawna, zaś niedzielenie wyrazów jedynie opcjonalnym zaleceniem

Podsumujmy zatem krótko rozważania. Gdy klient wymaga od nas, byśmy „Klientów” pisali literą wielką, możemy przywołać szereg argumentów przeciw takiemu życzeniu, jednak generalnie nie możemy jednoznacznie stwierdzić, że jest to błąd. Inaczej jest w przypadku niedzielenia wyrazów w tekście łamanym wąsko. Tu możemy wskazać jednostkowe sytuacje, w których dzielenia powinniśmy starać się uniknąć, jednak zasadniczo powinniśmy to robić – dla estetyki, poprawności i dobra, że tak powiem, ogółu.


Mój rozmówca to Piotr Przepiórkowski z Monolitera.pl. Piotr o sobie: Główna dziedzina, w której się poruszam, to DTP, czyli desktop publishing. Projektuję książki, czasopisma, cenniki, katalogi oraz inne wydawnictwa i przygotowuję je do publikacji. Sporą część mojej pracy stanowi pisanie tekstów. Zwykle są to artykuły informacyjne lub promocyjne, treść rozmaitych publikacji firmowych, a także teksty na strony internetowe.