Czasami mniej znaczy więcej, a prawdziwe wyzwanie polega na tym, żeby wiedzieć, ile można odjąć, a nie ile dodać. Łatwo ulec pokusie nadmiaru. Nadmiar jest powabny i porywający, znacznie bardziej, niż prostota. Jest też świetnym kanałem ujścia dla naszej twórczej próżności – pokazać wszystko, na co nas stać. Jednak – mam takie głęboko zakorzenione przeświadczenie – to nie w ten sposób powstają rzeczy naprawdę wartościowe.
Przeglądam sobie ostatnio (ponownie) „The Laws of Simplicity” Johna Maedy. Ta książka to taki krótki instruktaż dotyczący wdrażania prostoty w naszym podejściu do życia, świata, a także projektowania, gdyż Maeda to przecież designer i artysta. Pierwsze prawo, o którym pisze, to prawo redukcji. „Najprostszą drogą do prostoty jest refleksyjna redukcja” (The simplest way to achieve simplicity is through thoughtful reduction). Czyli, rozwijając temat: Jak bardzo możemy coś uprościć względem Jak skomplikowane musi to być” (How simple can you make it versus How complex does it have to be)?
To pytanie, które powinniśmy sobie stawiać nie tylko jako projektanci, rzemieślnicy, artyści (czy ktokolwiek), ale jako ludzie, bo mamy niezdrową tendencję do komplikowania spraw, które powinny pozostać proste. A czasami nawet do udawania, że nie widzimy prostych rozwiązań, aby nie podejmować trudu ich realizacji.
Nie chodzi o to, że nie dostrzegam wartości rzeczy skomplikowanych, o złożonej strukturze czy rozbuchanej formie. Bo doceniam. Jednak, zdaje się, serce mam po prostej stronie. Abstrahując od mojej profesji – mimo że pożeram chętnie książki o przeróżnej (czasem absurdalnej) długości, to jednak kwintesencją ekspresji językowej jest dla mnie haiku. Przykładowo to: „Tą drogą / Nikt nie idzie / Tego dzisiejszego wieczoru” (Basho, tłum. Czesław Miłosz).
Idźmy tą drogą. To proste. Teoretycznie.
PS W temacie „prostota” polecam też TED Talk Johna Maedy „Projektowanie dla prostoty”.
fot. Thong Vo (unsplash.com)